Kapelan szpitalny – persona … grata

      Referat wygłoszony we wrześniu 2009 
      w obecności Metropolity Gdańskiego ks Arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia 
      na spotkaniu lekarzy z kapelanami  gdańskich szpitali i hospicjów.

Kapłan, którego oczekuje chory, zwłaszcza żegnający się z doczesnym życiem. Czy rzeczywiście doceniamy to wielkie dobro, jakim jest posługa duszpasterska kapelana szpitalnego, czy też może traktujemy ją jako przetrwały, zanikający element tradycji posługi Kościoła?

Duszpasterską rolę kapłana nie zawsze się dzisiaj docenia i szanuje, również w Polsce. Co więcej, w sposób zamierzony się ją ogranicza. Często słyszymy z okazji różnych wypadków i klęsk żywiołowych, że na miejsce zdarzenia posłano grupę psychologów. Można zapytać, a co z kapłanami, których ludzie przybici nieszczęściem nie mniej, a może niektórzy nawet bardziej potrzebują? 

Laicyzująca się Europa coraz bardziej ogranicza to ważne zadanie Kościoła – terapię dusz. W wielu miejscach użyteczności publicznej krajów europejskich wizyta duszpasterska kapłana jest albo niemile widziana, albo wręcz zakazana. Konsumpcyjny tryb życia skutecznie wykasowuje z sumień troskę o ludzi chorych w podeszłym wieku, najczęściej umieszczanych w różnego rodzaju domach tzw. „promiennej starości”, gdzie jest wszelki dostatek, zapewniona socjalna opieka, nawet luksus, ale nie ma tych najbliższych osób, którym poświęciło się swoje życie i własne zdrowie – nie ma miłości. Nierzadko nie ma też i kapłana. Stąd tak wielka liczba depresji i samobójstw wśród starych ludzi i wołanie o eutanazję, którą coraz hojniej osoby chore i uciążliwe społecznie się obdziela.

Czy troskliwie chronimy ten wielki skarb, ale i podstawowe zadanie Kościoła Chrystusowego – szeroko rozumianą posługę duszpasterską? Czy też pozwalamy i zgadzamy się na to, by sprowadzać rolę Kościoła do jednego z urzędów użyteczności publicznej, który tylko w ściśle określonych godzinach ofiarowuje swoje usługi, czego można doświadczyć aktualnie w wielu krajach zachodniej Europy? 

Tak przecież się już w Polsce też nieraz słyszy: „Niech ksiądz wykonuje swoje powinności, ale nic księdzu do mojego sumienia”… Oczekuje się od Kościoła pięknego katolickiego pogrzebu dla kogoś, kto całe życie prezentował postawę wrogą Chrystusowi… Ekspresowy termin na ślub, by ciąża nie była jeszcze widoczna, ale koniecznie w kościele, bo to taka wzruszająca i podniosła ceremonia w pięknej, białej sukience… 

I tu jest potrzebna terapia sumienia! Nie miniemy się chyba zasadniczo z prawdą, że albo Kościół będzie duszpasterski w szeroko rozumianym znaczeniu, albo nie będzie odgrywał istotnej roli w społeczeństwie.

Nisko chylę czoło przed duszpasterską posługą kapłańską, jedyną posługą, która w pełni, z ofiarnością realizowana, jest wyjątkowa, bo daje całego siebie na służbę i pomoc innym. Kapłan jest szczególnie ważny dla chorego człowieka, którego cierpienie duchowe, cierpienie świadomości popełnionych w życiu win, a wreszcie cierpienie osamotnienia jest często wielokroć większe od cierpienia fizycznego. Prośba chorego człowieka o eutanazję, tak promowanej w tzw. „krajach wysoko cywilizowanych” jest najczęściej nie prośbą o śmierć, lecz prośbą o pomoc, o miłość, o obecność przy sobie drugiej, życzliwej osoby.

Jakie są opinie polskiego społeczeństwa katolickiego o posłudze kapelana szpitalnego? Czy jest oczekiwaną osobą w szpitalu przez ludzi chorych? Jakie oczekiwania wobec kapłanów mają lekarze i personel szpitalny?

Każda wypowiedź indywidualna byłaby w tym zakresie opinią bardzo subiektywną, nawet w ustach lekarza, który przepracował w szpitalu kilkadziesiąt lat. Najlepiej, jak chorzy mówią sami w swoim imieniu, dlatego posłużono się ankietą rozprowadzoną wśród pacjentów i personelu pięciu oddziałów szpitalnych. Odpowiedzi były anonimowe. Uwzględniając liczbę ankietowanych pacjentów (115 osób) może nie są w pełni reprezentatywne, ale obrazują określoną postawę oraz oczekiwania chorych wobec posługi kapłańskiej w szpitalu. Podobną ankietę przygotowano dla personelu lekarskiego. 


Jakie wnioski wypływają z ankiet?

A. Chorzy

Istnieje duże zapotrzebowanie na poradę i pomoc duchową od kapłana (tylko 21% nie widzi takiej potrzeby, w tym 4% zdecydowanie nie).

80% chorych oczekuje propozycji spotkania z kapłanem od samego kapłana (tylko 18% nie, w tym 3% zdecydowanie nie).

Pacjenci oczekują od kapłana głównie wsparcia duchowego, rozmowy, obecności, a 16% ankietowanych osób oczekuje tylko sakramentów św. 

Około 2/3 chorych zgadza się, by wizytę kapłana zaproponował personel szpitalny, a 1/3 chorych taką propozycję neguje.

W opinii większości chorych kapłana potrzebują nie tylko ciężko chorzy, czyli, interpretując wypowiedź – chorzy oczekujący spowiedzi, sakramentów świętych lub ostatniego duchowego wsparcia przed ewentualną śmiercią.

Chorzy w jednakowym stopniu oczekują rozmowy z kapłanem o chorobie i cierpieniu, jak i o śmierci, i życiu wiecznym, o wierze, o przeżywaniu choroby i sprawach, które ciążą na sumieniu. Oczekują wsparcia, zrozumienia, podtrzymania na duchu.

Dwie trzecie chorych oczekuje rozmowy z kapłanem na osobności, w warunkach niekrępujących, a tylko dla 1/3 chorych nie ma to znaczenia. Wczesne godziny ranne wizyty duszpasterskiej w szpitalu nie są uważane za optymalny czas spotkania, zarówno przez pacjentów, jak i personel szpitala.

Tylko u 1/3 chorych dotychczasowe spotkanie z kapłanem ograniczyło się do sakramentów, zaś dwie trzecie ankietowanych skorzystało z dodatkowej rozmowy lub porady kapłańskiej.

Spotkanie z kapłanem spełniło oczekiwania tylko u niespełna połowy chorych. Jedna trzecia ankietowanych chorych nie wypowiedziała się na ten temat. 

30% ankietowanych chorych nie miała możliwości kontaktu z kapłanem w czasie pobytu w szpitalu.

Około 2/3 chorych oczekuje, by wizytujący kapłan był w sutannie, a tylko 13% chorych woli kapłana w stroju cywilnym.

Tylko niewielki odsetek chorych traktuje sakrament chorych jako ostatnie namaszczenie, dla przytłaczającej większości chorych przynosi on ulgę w chorobie oraz pomoc w przeżywaniu fizycznym i psychicznym choroby.

Pacjenci oczekują od kapłana powitania i pożegnania pozdrowieniem chrześcijańskim, tylko dla 13% badanych nie miało to znaczenia.

Na pytanie otwarte, czego chorzy oczekują od kapelana szpitalnego, odpowiadano między innymi, by codzienne odwiedzał chorych, nie mówił tylko o Bogu, ale przede wszystkim: 

umiał słuchać

wspierał osoby oczekujące pomocy

był zawsze osiągalny w nagłych przypadkach

był głęboko wierzący

umiał poświęcić chociaż małą chwilę na rozmowę

był osobą rozumiejącą potrzeby drugiego człowieka 

posiadał takie cechy, jak pogoda ducha, dyskrecja, ciepło i wyrozumiałość. Dla pacjentów ważny jest również uśmiech oraz łatwe nawiązywanie kontaktów. 

kapłan powinien być schludnie ubrany, ogolony i czysty

kapłan powinien posiadać także doświadczenie w pracy z ludźmi chorymi


B. Personel medyczny

2/3 ankietowanych lekarzy nie miało potrzeby rozmowy z kapelanem szpitalnym o moralnych i etycznych kwestiach pojawiających się w pracy, ale co trzeciemu lekarzowi taka porada byłaby przydatna.

Na pytanie, czy kapelan powinien pytać personel, który z pacjentów szczególnie potrzebuje kontaktu z kapłanem, przeszło 90% widziało taką potrzebę partnerskiej współpracy z kapelanem, ale jednocześnie 95% ankietowanych uważało jednocześnie, że kapelan sam powinien niezależnie kierować się do wszystkich potrzebujących chorych.

Blisko 90% ankietowanych uważało, że kapłan powinien przychodzić na oddział systematycznie.

Dwie trzecie ankietowanych pracowników uważało, że kapelan powinien dostarczać bieżące informacje o mszach świętych odprawianych w kaplicy szpitalnej i innych wydarzeniach liturgicznych (tablica informacyjna na każdym oddziale szpitalnym).

Tylko 13% ankietowanych znało kapelana z imienia lub nazwiska, 66% osób z wyglądu, natomiast około 10% osób nie znało go wcale lub nie wykazywało takiego zainteresowania.

Dla 2/3 badanych spotkanie z kapelanem szpitalnym spełniło oczekiwania, dla 1/3 osób nie przyniosło satysfakcji.

Połowa osób, które oczekiwały spotkania z księdzem, by przedstawić mu własne problemy  nie wiedziała, jak go spotkać, blisko połowa osób spotkała się z księdzem, ale nie mógł poświęcić więcej czasu na rozmowę.

90% ankietowanych lekarzy oczekuje, by kapłan był dla nich autorytetem i przykładem w zakresie etyki i moralności.

Według 70% badanych rola kapłana jest niezbędna w procesie terapeutycznym.


Takie są zarówno oczekiwania, jak i własne opinie pacjentów oraz lekarzy kierowane wobec księży sprawujących posługę kapelanów szpitalnych. Pośród innych wniosków i refleksji wysuwa się na plan pierwszy niewątpliwie ważne, budujące i optymistyczne przekonanie, zwłaszcza dla kapłanów, że niezależnie od poszczególnych ocen, kapelan jest osobą w szpitalu dostrzeganą i ważną w procesie leczenia, wobec której zarówno personel, jak i chorzy mają nie tylko konkretne oczekiwania, ale również życzliwą postawę.

Istotna jest nawet tylko sama obecność kapelana w szpitalu, żeby był jak najczęściej widoczny wśród chorych, jak również personelu medycznego, być może na początku często nieufnych wobec kapłana, a nawet z pozoru wrogich. Księża kapelani wiedzą doskonale, że jednak często po wstępnych, niejednokrotnie zdawkowych lub grzecznościowych kontaktach, zagubione ludzkie wnętrze się odsłania i początkowa nieufność przeradza się w serdeczną zażyłość, a kapłan staje się oczekiwanym gościem.

Nieważne jest również, czy chory człowiek potrzebujący duchowego wsparcia, często na krawędzi życia, jest wierzący lub niewierzący, protestant, czy prawosławny. Ofiarowane dobro wysłuchania kogoś, obdzielenia dobrym słowem, uśmiechem lub szczerą rozmową ma wymiar uniwersalny i głęboko ludzki i przez to prawdziwie chrześcijański.

Kapelan w szpitalu, to dla wielu z nas nie tylko posługa dla chorych, ale również możliwość wzajemnego wspierania się – kapłana i lekarza w swoim powołaniu i to nie tylko dla dobra powierzonych nam chorych, ale nie mniej dla dobra nas samych. Możemy być dla siebie wzajemnym źródłem informacji o konkretnych pacjentach, a tym samym sobie nawzajem pomagać. Zachęcam księży, by od czasu do czasu zapukać do dyżurki lekarskiej i wprosić się w wolnej chwili na kawę i herbatę. Takie kontakty są dobrą okazją, by się zapoznać, polubić, a może i otworzyć przed kapłanem swoje często trochę zakręcone wnętrze? 

Chorzy stanowią ogromną i ważną cząstkę Kościoła. Gdy chory po chrześcijańsku i dojrzale przeżywa swe cierpienie i gdy świadomie przyjmuje na siebie obowiązek wynikający ze swej trudnej sytuacji,  może dać siebie samego, swoje cierpienie i modlitwę za tych, którzy mu ten dar uzdrowienia duchowego przynoszą – za kapłanów i lekarzy. Naprawdę my sami o wiele możemy chorych prosić i często wiele tym chorym zawdzięczamy. Wielkość ich duchowego apostolstwa może ocenić jedynie Bóg i ci, którzy na co dzień doświadczają tej pomocy.

Dlatego w swoich kontaktach z chorymi pamiętajmy o niezwykle ważnej rzeczy, by w tej określonej chwili rozmowy z chorym, tych kilka minut czasu, niech to będzie pięć minut – poświęcić tylko dla niego i wsłuchać się w jego słowa. A to przecież nieraz takie trudne, bo każdy z nas mówi we właściwy sobie sposób, nie zawsze na początku zrozumiały. Jakże często odkrywamy prawdziwe znaczenie słów człowieka dopiero po jego śmierci. Wsłuchać się w jego gesty, w jego twarz, ręce, całe ciało, które czasami jest bardziej czytelne niż słowa. Wsłuchać się także w to, czego nie mówi, o czym za wszelką cenę nie chce powiedzieć, co boi się nazwać, przed czym ucieka.

Aby dobrze wsłuchać się w drugiego człowieka, trzeba oderwać się od swoich spraw i poświęcić mu swoją całą uwagę. Często jest to niełatwe, a czasami wręcz niemożliwe. Jak zapomnieć o sobie, o innych sprawach, o innych czekających chorych, kłopotach i radościach, którymi przepełnione jest serce i umysł? Jednak dopiero wtedy, gdy znajduję czas, gdy chcę wsłuchać się w drugiego człowieka – mogę mu towarzyszyć.

I w końcu, nie mniej ważne, bym chciał podarować choremu, nad którym się pochylam, również swój uśmiech i pogodę ducha, która rodzi się w momencie jej darowania.

„Mów wszystkim, że Bóg jest uśmiechnięty” to były jedne z ostatnich słów umierającego ks. Twardowskiego. Matka Teresa, która chyba, jak nikt poznała ludzi cierpiących, umierających samotnie, bez opieki, bez żadnej pomocy lekarskiej, ale i również bez opieki duchowej, mawiała: „Możemy dać biednym wszystko, nawet życie, ale jeśli nie dajemy tego z uśmiechem, nie dajemy nic”…

Wiem dobrze, jak pacjenci to cenią, jak obserwują przy wejściu na salę, z jakim wyrazem twarzy do nich się zbliżam. I potrafią długo pamiętać każdy przyjazny gest, dobre słowo, zwrócenie się do chorej z użyciem imienia podpatrzonego z karty gorączkowej, np. „Pani Anno, Panie Stanisławie”.

Oby zawsze, jak dotąd, kapłan  z posługą duszpasterską był… persona grata.

                                                                prof. dr hab. Władysław Sinkiewicz