Sztuka

KIŁA, DŻUMA I OSPA NA PŁÓTNACH DAWNYCH MISTRZÓW

Czy zdarzyło się Państwu kiedykolwiek zwiedzając zabytkowe kościoły, stare katedry stwierdzić, że przedstawiani na pokrytych kurzem wieków obrazach ludzie są nierzadko brzydcy? Powiedzieć dosadniej – odrażający? Z kolei postaci świętych, a już w szczególności Maryi czy Chrystusa nieskazitelnie piękni? Na pewno pomyśleliście nie raz.

To zasługa twórców tych dzieł. Nie istniał łatwiejszy sposób pokazania zła, jak przez połączenie go z brzydotą. Tak jak pod względem artystycznym dobro powiązane jest z pięknem. Wszak ze świecą w ręku szukać obrazu, gdzie szatan przedstawiony by był jako, dajmy na to, czarujący młodzieniec. Znany nam obraz diabła to ohydny stwór ze zniszczoną twarzą, pokrytą wrzodami skórą. Natomiast niewielu z nas przyglądając się dziełom sztuki sakralnej wpadnie na to, że te wykręcone bólem twarze, na wpół przytomny wzrok to symptomy ciężkich chorób.

Temu zagadnieniu przyjrzał się bliżej ks. Rafał Kwiatkowski prowadząc wykład pt.: „Medycyna w sztuce sakralnej”. Wykład ów, który odbył się 18. czerwca w Auli Bł. Jana Pawła II , był częścią dorocznego spotkania podsumowującego działalność gdańskiego oddziału Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich. Otwierając spotkanie i witając gości dr Ewa Nowakowska -vice prezes, stwierdziła, że mało kto podejmuje się analizy dzieł sakralnych pod względem medycznym, a dla środowiska lekarskiego temat taki jest ze zrozumiałych względów szczególnie ciekawy.

Prowadzący wyjątkowo skrupulatnie omówił ołtarz główny w Bazylice Mariackiej w Krakowie ze sceną „Zaśnięcia NMP” snycerza Wita Stwosza.

Na wstępie przypomniał o pracy prof. Waltera – krakowskiego dermatologa z lat 30. XX wieku, który korzystając ze sposobności gruntownej renowacji dzieła dokonał dokładnych badań każdej występującej na ołtarzu postaci. Wyniki były bardzo intrygujące. Okazało się mianowicie, że żołnierz aresztujący Chrystusa „cierpiał” na raka skóry rozwijającym się na jego nosie. W innej scenie występuje człowiek z szeroką, potężną, kwadratowatą czaszką pozbawioną włosów jako symptomem kiły wrodzonej lub nabytej. Postać szatana w scenie zstępowania Jezusa do piekieł ma twarz zniszczoną guzkowatymi wyniosłościami, na nosie pełno owrzodzeń – profesor nie miał wątpliwości – pod uwagę należało brać gruźlicę skóry, trąd bądź toczeń rumieniowaty układowy. Z kolei żołdak w scenie Zmartwychwstania „chorował” na trądzik różowaty rozwijający się na jego nosie. Znamiennym jest, że jedynie Maryja została przedstawiona jako jedyna bez jakichkolwiek skaz czy ułomności.

Następnie ks. Kwiatkowski przytoczył inne przykłady wykorzystania chorób w sztuce, nie tylko sakralnej np.: na obrazie Dürera „Hiob i żona” widzimy Hioba chorującego na trąd. Dalej możemy przytoczyć klasykę europejskiego i światowego malarstwa, jak chociażby: Peter Breugel „Kaleki”, H. Bosch „Leczenie głupoty’ czy w końcu E. Munch „Krzyk”.

Prelegent przedstawiając wykładowe tezy w sposób bardzo jasny i klarowny sprowokował ożywioną dyskusję moderowaną przez prof. Romana Nowickiego – skądinąd znanego gdańskiego dermatologa.

Po skończonej prezentacji uczestnicy mogliwysłuchać recitalu prof. Jolanty Suchorzewskiej i jej syna- Jana. Organizatorzy przygotowali również wernisaż prac dr Romana Okoniewskiego-ortopedy– z zamiłowania ornitologa i fotografa – pt.: „Ptasie impresje w fotografii”.

Spotkanie trwało około dwóch godzin, choć sam temat mógłby starczyć na całodzienną debatę. Uczestnicy zgodnie twierdzili, że pomysł był bardzo ciekawy i warty jest powtórzenia. Smuci jedynie fakt, że wśród słuchaczy zabrakło młodych lekarzy i studentów. A szkoda. Wszak nie za wiele jest okazji, gdzie można spotkać medycyną przedstawioną w innym niż zwykle aspekcie. Sobotni wykład, a także organizowane przez Stowarzyszenie dwa razy w roku Gdańskie Spotkania Etyczne, przypominają o etosie dawnych mistrzów medycyny. Przypominają, że lekarz był nie tylko profesjonalistą w swojej dziedzinie, ale również znał się na sztuce, rozmawiał o filozofii, dyskutował o najnowszych dziełach literatury czy teatralnych premierach. Dzisiaj, kiedy nauka pędzi do przodu z niesamowitą prędkością, nie zawsze znajdzie się czas na zgłębianie innych dziedzin życia – to oczywiste. Całe szczęście, takie spotkanie, choćby krótkie, chronią lekarza przed zamknięciem się w wąskim świecie własnej specjalizacji, pozwalając spojrzeć na swój zawód wielowymiarowo. Tak jak kiedyś….

Tekst:Wojciech Pączek