ks. Prof. dr hab Machinek

Ks. prof. dr hab. Marian Machinek MSF

Wydział Teologii

Uniwersytet Warmińsko-Mazurski

w Olsztynie


Spór o aborcję w kontekście kontrowersji wokół wymiaru etycznego medycyny


Chociaż powszechne w starożytności wyobrażenia na temat sposobu poczęcia i rozwoju życia człowieka były w porównaniu ze współczesną wiedzą bardzo prymitywne, to jednak spędzanie płodu już wtedy budziło poważne kontrowersje. Znany i często przywoływany w tym kontekście fragment Przysięgi Hipokratesa, zgodnie z którą podanie kobiecie środka powodującego poronienie jest równoznaczne z czynem niegodnym lekarza i niemalże splamieniem sztuki medycznej , wskazuje na obecność w ówczesnej kulturze silnego nurtu antyaborcyjnego. Dyskusja na ten temat nie milknie przez wieki, a współcześnie nabiera szczególnego wymiaru, który warto uczynić przedmiotem refleksji. Wiąże się ona bowiem z samym kształtem i rozumieniem medycyny.


1. Specyfika medycyny

Nie ulega wątpliwości, że medycyna jest nauką specyficzną. Z jednej strony ma wszystkie cechy nauki przyrodniczej. Wiedza medyczna gromadzona jest dzięki właściwej dla tej grupy nauk metodzie empirycznej, z charakterystyczną dla niej obserwacją oraz doświadczeniem, a wyniki dociekań są intersubiektywnie sprawdzalne, można je potwierdzić lub falsyfikować. Ciało ludzkie, jego normalne funkcjonowanie wraz z zachodzącymi w nim procesami chorobowymi to wielkości mierzalne i podatne na obserwację, a więc także przewidywalne, przynajmniej do pewnego stopnia. Jednak to jest tylko jeden wymiar medycyny i kto chciałby w tym miejscu postawić kropkę, zubożyłby ją bardzo, a nawet ostatecznie określiłby jej sens zupełnie nieadekwatnie. Z drugiej strony bowiem jest medycyna niewątpliwie nauką humanistyczną. Wynika to wprost ze specyfiki przedmiotu jej zainteresowań. Posiadając ciało, albo precyzyjniej ‒ będąc ciałem, człowiek jest jednocześnie nie tylko ciałem. Stanowi go również owa wewnętrzna przestrzeń, którą zwykło się określać jako sfera duchowa albo po prostu dusza. Cokolwiek by sądzić na temat jej pochodzenia i istoty, jedno wydaje się pewne: narzędzia nauk przyrodniczych wydają się tu raczej siermiężne i ostatecznie zupełnie nieprzydatne. Współczesny lekarz zdaje sobie sprawę, że nie może się jedynie skoncentrować na zaburzeniach cielesnych, gdyż nie leczy jakiegoś anonimowego serca, nerki czy mózgu, ale ‒ lecząc pojedynczy organ ‒ leczy żywego człowieka. By móc w procesie leczenia poznać i uwzględnić tę wewnętrzną przestrzeń człowieka, trzeba sięgnąć po inne metody, właściwe dla nauk humanistycznych: filozofii, a także ‒ biorąc pod uwagę specyfikę zadawanych przez chorych pytań ‒ teologii. W tym sensie medycyna jest więc również nauką humanistyczną. 

Ta specyfika medycyny ukazuje się bardzo wyraźnie w wyjątkowości relacji, którą zwykło się określać jako terapeutyczna: relacji między lekarzem a pacjentem. To właśnie jej zdefiniowanie będzie decydowało o sposobie spojrzenia na tytułowy spór niniejszego przedłożenia - spór o aborcję. Jej etyczna ocena jest pochodną sposobu, w jaki będzie się definiowało istotę medycyny, a w niej - istotę relacji terapeutycznej. O głębokich przemianach, jakie mają miejsce w medycynie nie trzeba nikogo przekonywać. Szereg aspektów tych przemian jest nieuchronna. Do takich należą problemy związane z eksplozją kosztów w związku z rozwojem możliwości diagnostycznych i terapeutycznych, kwestie zarządzania dostępnymi środkami czy też nieuchronna fragmentaryzacja, wynikająca ze specjalizacji. Wśród dokonujących się przemian nie sposób nie dostrzec również wielu aspektów pozytywnych, do których należy np. myślenie całościowe, uwzględniające również elementy psychosomatyczne, czy też uwrażliwienie na samostanowienie pacjenta. Szereg zmian jest jednak niepokojących, a wśród nich najpoważniejsze dotykają samych podstaw etyki medycznej.

Dotychczasowa koncepcja medycyny związana z tradycją proweniencji hipokratejskiej była nierzadko oskarżana o paternalizm, którego symbolem jest obraz lekarza jako „boga w bieli”. Nie ulega wątpliwości, że tego typu nadużycia, uzależnione w ogromnej większości przypadków bardziej od osobowości lekarza, niż od samej wizji relacji terapeutycznej, miały rzeczywiście miejsce. Medycyna hipokratejska miała jednak jedną istotną zaletę: jasno formułowała wiodącą wartość, wokół której ogniskowała się relacja terapeutyczna, a którą było przywrócenie zdrowia i ochrona  życia pacjenta. Ta koncepcja wiodącej wartości, rozumianej jako etyczny punkt odniesienia, przetrwała wieki i pozostałą aktualna nawet wtedy, gdy zredukowano zagrożenie związane ze zbytnim paternalizmem i niedopuszczalnym uprzedmiotowieniem pacjenta. Dzięki temu relacja terapeutyczna była oparta na czymś, co można by określić jako wspólna przestrzeń etyczna, zobowiązująca tak lekarza, jak i pacjenta. Akceptacja tej wspólnej przestrzeni etycznej nie musiała być ani każdorazowo na nowo negocjowana, ani też specjalnie deklarowana, gdyż dla wszystkich było jasne: lekarz to ktoś, kto chroni życie i usiłuje przywrócić zdrowie, a pacjent to ktoś, kto dla osiągnięcia tych celów powierza siebie lekarzowi. Właśnie z takiego nastawienia wyrosła najwyższa zasada etosu lekarskiego: salus aegroti suprema lex esto, do dzisiaj obecna w Kodeksie Etyki Lekarskiej . 

Nie ulega wątpliwości, że pogłębione rozumienie owego salus aegroti, czyli dobra chorego nie może być definiowane wyłącznie przez samego lekarza, ale dokonuje się ono w ścisłej interakcji z pacjentem i z poszanowaniem jego decyzji. Tendencja do zredukowania zbytniego nachylenia paternalistycznego doprowadza jednak czasem do tego, że w miejsce dyktatu "boga w bieli" postulowany jest dyktat "boga bez stetoskopu", a główną wartością etyczną i punktem odniesienia nie jest już salus aegroti, ale voluntas aegroti.  Ta zmiana prowadzi do zupełnie odmiennej wizji medycyny, którą można by określić jako medycyna (spełniania) życzeń. Nie jest to zmiana kosmetyczna, ale fundamentalna. Staje się to widoczne już na poziomie języka. Nie mówi się już o (obiektywnym) dobru pacjenta, ale o jego (subiektywnym) interesie; nie ma już leczenia, ale po prostu usługa medyczna, którą świadczy nie lekarz, ale usługodawca. Ostatecznie w miejsce etosu pojawia się procedura, a od osobistej odpowiedzialności chroni system oraz procedury, których ścisłe stosowanie ma decydować o moralnej kwalifikacji lekarza. W ramach takiej koncepcji lekarz zostaje zredukowany do instancji spełniającej wolę pacjenta zgodnie ze standardami, czyli z zastosowaniem wiedzy medycznej i współczesnej techniki medycznej. Taka koncepcja medycyny, radykalnie rozumiana, nie bierze poważnie pod uwagę ani wiedzy i kompetencji lekarza, dzięki której może i powinien działać również nieszablonowo, ani też jego integralności moralnej jako osoby, a więc autonomicznego podmiotu. Wspomniana wyżej wspólna etyczna przestrzeń, jaką stanowią wartość zdrowia i życia, która miałaby zobowiązywać tak lekarza, jak i pacjenta, rozpada się.

Te obserwacje, związane z dokonującymi się przemianami w rozumieniu podstaw medycyny, pozwalają zrozumieć współczesną odsłonę sporu o etyczny wymiar aborcji.  


2. Prawo do aborcji?

Spór ten znowu uwyraźnia się w języku. Chodzi o coraz częściej stosowany zwrot "prawo do aborcji". Jest ona częścią propagowanych od lat 60tych XX w. tzw. „praw reprodukcyjnych”. Gdyby chcieć je rozumieć w sensie praw ochronnych (w j. niemieckim używa się określenia Abwehrrechte), ich prawomocności nie sposób byłoby zaprzeczyć. Decyzje prokreacyjne stanowią kwestię tak dalece intymną i dotykającą moralnego samostanowienia każdej osoby, że każda ingerencja zewnętrzna w decyzje dotyczące tej sfery (zakładając oczywiście, że decyzje te nie naruszają podstawowych praw i godności innych osób) byłaby czymś niedpouszczalnym. Tak rozumiane prawa reprodukcyjne wyrażają się w stwierdzeniu, że państwo, ani inne instytucje i osoby nie mają prawa stawiać przeszkód bądź stosować przymusu wobec swoich obywateli w zakresie zakładania rodziny i posiadania potomstwa.

Wraz z przesunięciem w kierunku wspomnianej powyżej medycyny życzeniowej, pojawiło jednak nowe rozumienie praw reprodukcyjnych. Celem wielu kampanii społecznych jest uczynienie z nich już nie tylko praw ochronnych, ale uprawnień (niem. Anspruchsrechte), spełnienia których jednostka może się domagać od państwa. Oznacza to nie tylko stworzenie odpowiednich warunków ustawowych dla decyzji prokracyjnych, ale także (przynajmniej częściowe) zainwestowanie w tym celu logistycznych, materialnych i finansowych resursów, którymi państwo dysponuje. Wśród tak rozumianych "praw reprodukcyjnych" wymienia się także prawo do „legalnego i bezpiecznego przerwania ciąży”, które, jak się twierdzi, powinno być powszechnie zapewnione, respektowane i wspierane. Dotychczas postulaty tego typu formułowane były w formie tzw. „miękkiego prawa” (soft law), jak określane są rożnego rodzaju deklaracje, postulaty, odezwy czy rekomendacje organizacji lobbujących czy gremiów międzynarodowych. Nagromadzenie tego typu teoretycznie niewiążących dokumentów ma jednak doprowadzić do tego, że "prawa reprodukcyjne" wraz z prawe, do aborcji staną się elementami „twardego prawa” (hard law), co sprawiłoby, że prawodawcy w poszczególnych państwach zostaliby zobligowani do dostosowania do nich lokalnych kodyfikacji prawnych. Jednocześnie usiłuje się jak najściślej powiązać prawo do aborcji z katalogiem podstawowych praw człowieka, jako uprawnienie wprost z tego katalogu wynikające. Przy takim rozumieniu odmowa dostosowania regulacji prawnych do tego wymogu, ale także odmowa wykonania aborcji czy też współdziałania w jej wykonaniu przez pracowników służby zdrowia byłaby traktowana jako naruszenie praw człowieka. To usytuowałoby lekarza (czy innego przedstawiciela jakiegoś zawodu medycznego) odmawiającego aborcji w roli przestępcy i do tego jeszcze traktującego pacjentkę ze szczególnym okrucieństwem, przez naruszenie podstawowych praw człowieka. W przypadku takiego rozumienia prawa nie można by również powołać się na sprzeciw sumienia.

Patos praw reprodukcyjnych nabiera nowego wymiaru w kontekście wprowadzenia na rynek i upowszechnienia preparatów działających przeciwzagnieżdżeniowo, do których należy także tabletka ellaOne, znana także pod nazwą pigułki "po" . W wielu wypowiedziach ginekologów i przedstawicieli przemysłu farmaceutycznego podkreśla się, że nie należy jej wymieniać w kontekście aborcji, gdyż nie "nie powoduje przerwania istniejącej" ciąży. Taki dobór słów jest nieprzypadkowy. Stoi za nim określona definicja ciąży, w ramach której za początek ciąży traktuje się dopiero zagnieżdżenie embrionu w macicy. Wszystko, co dzieje się wcześniej, w pierwszych kilku dniach życia embrionu, gdy wędruje on w jajowodzie w kierunku macicy intensywnie się rozwijając, a więc od zapłodnienia do zagnieżdżenia, nie podpada tu pod definicję ciąży. Powstały już embrion, a więc istota ludzka, która rozpoczęła swoje unikalne i jedyne życie, jest traktowany jako lekko zmodyfikowana (bo zapłodniona) komórka jajowa, której nie trzeba poświęcać wiele uwagi. Zabicie takiego wczesnego embrionu nie będzie wiec także traktowane jako działanie wczesnoporonne. Kwestia aborcji znika tu zupełnie z pola widzenia jako problem moralny, a staje się kwestią prywatną, ograniczoną do dostępności preparatu medycznego lub jej braku.

    

3. Nowe akcenty w argumentacji etycznej dotyczącej aborcji

Dyskusja o dopuszczalności aborcji była przez całe dziesięciolecia prowadzona w kontekście obowiązku państwa do ochrony życia wszystkich obywateli z jednej, ale także szacunku dla wyjątkowości sytuacji ciąży oraz okoliczności z nią związanych i konsekwencji, jakie za sobą pociąga, z drugiej strony. Obecna dyskusja etyczna, prowadzona w ramach wzrastającej popularności medycyny (spełniania) życzeń, przechyla się coraz bardziej w kierunku wyakcentowania prawa kobiety do samostanowienia, powiązanej z negacją osobowego statusu dziecka poczętego. Obydwa te założenia wymagają krytycznej analizy.

Najpierw należy przyjrzeć się definicji prawa do samostanowienia. Nie ulega wątpliwości, że należy ono do podstawowych praw osoby i również w odniesieniu do zachowań prokreacyjnych, jak to już wyżej stwierdzono, pozostaje ono w mocy. Trudno też negować fakt, że nieplanowana bądź wręcz niechciana ciąża jest związana zazwyczaj z ogromną burzą emocjonalną i może stanowić poważną życiową próbę. Mimo tego, nie można stwierdzić, że sprzeciw wobec aborcji narusza prawo kobiety do samostanowienia, gdyż prawo to nie pojawia się dopiero w momencie stwierdzenia ciąży. Właśnie w oparciu o prawo do samostanowienia podejmowane są kontakty seksualne, które mogą doprowadzić do poczęcia dziecka. Poczęcie nie jest nieprzewidywalnym zjawiskiem naturalnym, ale wynikiem decyzji, chociaż czasami niezamierzonym lub niechcianym wprost. Konsekwencją prawa do samostanowienia jest więc i to, że człowiek powinien przejąć odpowiedzialność za skutki swoich własnych decyzji . Trudno więc zobowiązywać ustawodawcę lub pojedynczego lekarza do przejęcia odpowiedzialności za czyjeś osobiste, wolne wybory. Poza tym żaden człowiek nie może być przedmiotem niczyich uprawnień, jak mogą być nimi rzeczy czy dobra intelektualne, ale ma samodzielne prawo do życia, które powinno być respektowane. Dotyczy to również dziecka poczętego. W szczególnie trudnych sytuacjach, np. gwałtu (gdzie nie można mówić o dobrowolnie podjętym współżyciu) czy poważnego upośledzenia dziecka, w których spontanicznie pojawia się współczucie wobec matki, która stała się ofiarą czynu przestępczego bądź też, na którą spadnie ciężar opieki, trzeba pamiętać, że dziecko nie jest tu agresorem, a jedynie może stać się kolejną ofiarą sytuacji, w której się bez swojej winy znalazło. Czy jednak w stosunku do ludzkiego płodu można w ogóle używać pojęcia "dziecko" czy "osoba"? - pytają sceptycy.

Dotykamy tu drugiej z powyższych kwestii, jaką jest pytanie o status embrionu lub płodu ludzkiego. Gdzie prawo kobiety do samostanowienia zostaje nadmiernie wyakcentowane, kwestia ta schodzi na dalszy plan albo w ogóle się nie pojawia, chociaż jest ona w sporze o aborcję bez wątpienia kluczowa. Postęp medycyny sprawił, że nie sposób już twierdzić, iż w przypadku embrionu czy płodu ludzkiego mamy do czynienia jedynie z „grudką komórek” lub z częścią ciała matki. Musi być on określony jako genetycznie i funkcjonalnie odrębny od matczynego organizm, który rozwija się mocą własnej dynamiki, chociaż pozostaje w znacznym stopniu zależny od organizmu matki i jest przezeń stymulowany w swoim autonomicznym rozwoju. By mimo wszystko móc uzasadnić etyczną prawomocność aborcji, stosuje się koncepcję tzw. stopniowanego statusu embrionu. W jej ramach uznaje się, iż embrion ludzki jest wprawdzie istotą ludzką, jednak osobą ludzką, a więc podmiotem praw, staje się dopiero w trakcie rozwoju. Mamy tu zatem do czynienia z koncepcją stopniowego wzrostu wartości, a więc także godności, wraz ze zwiększającą się masą ciała, specjalizacją narządów czy wykształcaniem zdolności. Koncepcja stopniowanego statusu jest uwikłana w wewnętrzne aporie. Największą słabością tej koncepcji jest fundamentalne pomieszanie płaszczyzn. Usiłuje bowiem wyrazić pojęcia etyczne, takie jak wartość i godność, w kategoriach fizykalnych, niemalże "procentowych". W ramach takiego podejścia godność człowieka, jego status osobowy byłby stopniowalny, analogicznie do wartości rzeczy. Człowiek byłby zatem najpierw swoistym "kandydatem na człowieka", potem "ćwierćczłowiekiem", "półczłowiekiem" itp. Gdybyśmy taką koncepcję przyjęli w stosunku do początku życia ludzkiego, dlaczego nie zastosować ją analogicznie również do jego końca? Wtedy umierający byliby już np. jedynie „ćwierćludźmi”, co pozwoliłoby nie przejmować się tak bardzo ich losem w ramach opieki paliatywnej. Godność ludzka związana jest jednak nie ze stopniem rozwoju, ale z samym faktem istnienia: tam, gdzie istnieje życie konkretnej ludzkiej istoty, tam zasługuje ono na ochronę. 

Trudno zatem byłoby obronić tezę, że ochrona dzieci poczętych bazuje jedynie na założeniach światopoglądowych, które wolno każdemu mieć i według nich postępować w przestrzeni prywatnej, natomiast kodyfikacje prawne powinny opierać się na "neutralnej" etyce. Już samo wyrażenia "etyka neutralna" jest tu nonsensem. Żadna etyka nie jest możliwa, bez odpowiedzi na pytanie, kim jest człowiek i jaka jest specyfika jego działania. Odpowiedź ta, obok rzetelnych wiedzy o faktach, będzie zawierała także elementy światopoglądowe. Bez tych elementów każda istota ludzka, nie tylko embrion i płód, ale także niemowlę, dorosły i starzec, to jedynie mniej czy bardziej rozwinięta gruda komórek.            


4. Klauzula sumienia

Wobec prawa, które mimo wszystko dopuszcza aborcję, lekarz (i każdy inny przedstawiciel zawodu medycznego), który chce przestrzegać podstawowej zasady etycznej zawodu lekarskiego - ochrony życia, powinien móc się powołać do sprzeciw sumienia. Jak to formułuje Kodeks Etyki Lekarskiej, lekarz ma obowiązek („powinien”!) postępowania "zgodnie ze swoim sumieniem i współczesną wiedzą medyczną" . Rzecz ciekawa, że w KEL pojęcie sumienie nie zostało zdefiniowane. Można to interpretować bądź jako wyraz przekonania autorów kodeksu, że jest to pojęcie powszechnie rozumiane i akceptowane bądź też jako wyraz jego kapitulacji wobec sporu o sumienie, jaki toczy się w ramach refleksji etycznej. Nie ulega wątpliwości, że w pojęciu sumienia dochodzi do wniosku najbardziej fundamentalna zdolność ludzkiego rozumu i że działanie zgodnie z własnym sumieniem należy do najgłębszych potrzeb człowieka, a przymus zewnętrzny do działania z nim niezgodnego ‒ do najbardziej brutalnych i odrażających naruszeń ludzkiej godności. Wiadomo jednak, że wrażliwość sumień różnych ludzi bywa odmienna i że nierzadko nie wydają one takich samych ocen w odniesieniu do tych samych sytuacji konfliktu moralnego. Obok tego subiektywnie-indywidualnego aspektu, nie można więc zapominać o aspekcie obiektywnym. Nawet w kontekście faktycznego pluralizmu postaw moralnych można wskazać na obiektywizujące punkty odniesienia, którymi są np. fundamentalne wymagania szacunku wobec każdej osoby ludzkiej. Osąd sumienia jest sądem rozumu, a więc aktem poznawczym . Mimo że prawda moralna nie jest mu dana w taki sam sposób, jak prawda o rzeczywistości fizycznej, to jednak również w przypadku tej pierwszej człowiek nie jest w stanie ustanowić jej, a może ją jedynie odkryć i zająć wobec niej stanowisko. Sumienie pozwala rozpoznać moralne koordynaty sytuacji, w której znajduje się osoba i wydać werdykt o kwalifikacji moralnej zamierzonych lub dokonanych działań lub zaniechań. Różnica w osądzie sumień rożnych osób w odniesieniu do tej samej lub podobnej sytuacji będzie zatem związana ze stanem ich świadomości moralnej, a ten może być uwarunkowany zarówno wychowaniem a potem samowychowaniem, jak i uprzednio dokonanymi decyzjami, za które człowiek ponosi już odpowiedzialność. Postępując zgodnie z własnym sumieniem, człowiek nie ma jedynie świadomości znajdowania się niejako w potrzasku własnej wrażliwości moralnej i nie ubolewa nad własną odmiennością, prosząc otoczenie jedynie o jej uszanowanie, ale ma świadomość postępowania zgodnego z rozpoznaną prawdą moralną, a więc racjonalnego i obiektywnie, a nie tylko subiektywnie właściwego. Co więcej, suponuje on, że racjonalność tego postępowania powinna być czytelna także dla innych. Jak się zdaje, taka supozycja stoi także za wyżej przywołanym sformułowaniem z Kodeksu Etyki Lekarskiej, gdyż zestawione w jednym zdaniu obie te instancje: sumienie oraz współczesna wiedza medyczna nie wydają się ze sobą konkurować, ale jedna wspiera drugą. Wrażliwość sumienia pomaga lekarzowi właściwie stosować współczesną wiedzę medyczną, wiedza ta z kolei dostarcza sumieniu lekarskiemu niezbędnych informacji do podjęcia odpowiedzialnych decyzji terapeutycznych.    

Sprzeciw sumienia lekarza będzie więc, obok pragnienia zachowania integralności moralnej, wyrazem niezgody wobec oceny moralnej danego działania, jaką podzielił ustawodawca, nadając taki a nie inny kształt prawu. W demokratycznym państwie taki sprzeciw, jeżeli nie narusza fundamentalnych praw innych osób, powinien być respektowany. Jest on nie tylko wyrazem poszanowania konstytucyjnego prawa do wolności sumienia każdego obywatela, ale także wyrazem otwartości ustawodawcy na coraz to lepsze rozwiązania prawne, których inspiracją bywają nierzadko postawy pojedynczych obywateli. Inaczej sytuacja wygląda w państwach totalitarnych, w których władza uzurpuje sobie prawo decydowaniu nie tylko o kształcie ustawodawstwa, ale także do decydowaniu o moralności jednostek. Wiedza o takich uzurpatorskich zapędach władzy oraz sprzeciw wobec łamania sumień nie jest, jak by się mogło wydawać, zdobyczą współczesności, ale zdaje się należeć do najstarszych intuicji moralnych ludzkości. W mistrzowski sposób wyraził tę intuicję starożytny tragik Sofokles, zestawiając na scenie swojej tragedii, na niemal pięć wieków przed Chrystusem, dwie postawy wobec niesprawiedliwego prawa: Ismeny i Antygony.  Obie siostry mają świadomość, że wydany przez Kreona zakaz pogrzebania ich zmarłego brata, Polinejkesa, jest niesprawiedliwy, jednak zajmują wobec niego odmienną postawę. Ismena deklaruje swoją bezradność i uległość. W poczuciu bycia podległą władzy, jest gotowa "tych słuchać praw i gorszych jeszcze" .  Co więcej, pod zewnętrznym naciskiem dokonuje się jej osobista kapitulacja: nie tylko, jak twierdzi "musi" poddać się temu zakazowi i czuje się nim spętana, ale deklaruje wewnętrzną gotowość poddania się władcy. Ostatecznie jednak uzasadnienie takiej postawy brzmi bardzo pragmatyczne: sprzeciw byłby działaniem ponad siły, co uznaje za nieracjonalne. Jej siostra, Antygona, zajmuje diametralnie odmienną postawę. Chociaż w dialogu nie pada pojęcie sumienia, Antygona stała się ponadczasowym symbolem sprzeciwu wobec władzy właśnie ze względu na sumienie. Co więcej, stając przed zdumionym Kreonem i odpowiadając na pytanie o to, dlaczego śmiała się sprzeciwić władcy, znając jego zakaz, Antygona wskazuje nie tylko na swój siostrzany obowiązek, jakiego wymaga miłość do brata ‒ moglibyśmy to nazwać elementem subiektywnym jej postawy. Kluczem do jej sprzeciwu jest uznanie sprzeczności decyzji Kreona z prawami obwieszczonymi przez największego z bogów: Zeusa oraz bogini sprawiedliwości Dike. Wobec tych najświętszych boskich praw, które choć nie pisane, to jednak są wieczne, wola Kreona nie jest zgoła święta. Ujawnia się tu aspekt obiektywny sprzeciwu Antygony. Dotyczy on bowiem nie tylko konsekwencji decyzji Kreona w stosunku do losu Antygony, ale prawomocności tej decyzji jako takiej. Antygona przedkłada posłuszeństwo prawom bogów nad decyzje ludzkiego władcy, nawet jeżeli ma za to zapłacić życiem . 

Przywołanie w tym miejscu arcydzieła Sofoklesa pozwala dostrzec znaczenie sprzeciwu sumienia lekarza oraz innego pracownika medycznego w sytuacji, gdy domaga się od niego dokonania lub też współuczestniczenia w aborcji. Oczekuje on od ustawodawcy szacunku dla jego sumienia, ale jednocześnie wyraża swój sprzeciw wobec prawa legalizującego aborcję. Zapewniająca prawo do sprzeciwu sumienia tzw. "klauzula sumienia" jest instrumentem prawnym, który zapobiega łamaniu sumienia pracowników służby zdrowia. Warto w tym m miejscu przywołać Rezolucję nr 1763 Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy z 7 października 2010 r. W Rezolucji tej stwierdza się, że żaden szpital, placówka czy osoba nie mogą być przedmiotem jakiejkolwiek presji czy dyskryminacji ani ponosić żadnej odpowiedzialności w wypadku, gdy odmówią przeprowadzenia aborcji czy eutanazji lub wzięcia udziału w którymś z tych zabiegów . Teoretycznie klauzula sumienia jest zapewniona także w ustawodawstwie obowiązującym w Polsce. Teoretycznie, gdyż w Ustawie o zwodzie lekarza i lekarza dentysty prawo do sprzeciwu sumienia zostało powiązane z obowiązkiem wskazania realnej możliwości uzyskania tego świadczenia u innego lekarza . Należy krytycznie zapytać ustawodawcę, czy takie sformułowanie nie zawiera w sobie wewnętrznej sprzeczności? Zachowując prawo w takim kształcie, lekarz musiałby ostatecznie i tak uczestniczyć w dokonaniu czynów, które ze względu na sumienie odrzuca. Trudno inaczej określić jego pośredniczącą rolę, która w każdym innym przypadku musiałaby zostać zakwalifikowana jako współudział. Jako poważną niespójność należy ocenić zapewnienie lekarzowi z jednej strony prawa do sprzeciwu sumienia, a jednocześnie nałożenie na niego obowiązku zapewnienia dostępu do wprawdzie legalnych, ale etycznie kwestionowanych przez niego świadczeń .

Obserwując dyskusję dotyczącą kształtu opieki medycznej w Polsce zwłaszcza w kontekście kontrowersyjnych etycznie świadczeń medycznych, dostrzec można niepokojącą tendencję do traktowania sumienia w kategoriach przewrażliwienia moralnego, pewnej osobowościowej słabości, którą trzeba wprawdzie w pewnym zakresie tolerować, ale należy go generalnie postrzegać jako brak. Profesjonalizm lekarza (a więc także potencjalna możliwość awansu i kariery) wiązałby się z brakiem sprzeciwu sumienia i jego gotowością do wykonywania bez sprzeciwu wszystkich świadczeń, które zostały prawnie dopuszczone, niezależnie od oceny sumienia, która uznawana jest jako prywatna .


Zakończenie:  Jakiej medycyny pragniemy?

Mimo nieuchronnych i częściowo pozytywnych przemian w obszarze medycyny, zmiany w jej podstawowym rozumieniu i etycznym wymiarze nie są wydarzeniami naturalnymi, na które nie mielibyśmy wpływu, ale wynikiem refleksji i sporu oraz efektem kampanii społecznych, wpływu grup lobbingowych itp. Zmiany w prawie również nie spadają z nieba, ale są uchwalane w efekcie sporów parlamentarnych, prowadzonych nierzadko pod naciskiem ograniczoności resursów, standardów, rekomendacji, rezolucji itp. Nie są to zmiany ani nieistotne, ani peryferyjne, ale dotykają samego sedna zawodu lekarskiego. W stosunku do przyszłości medycyny w naszym kraju dwa pytania wydają się być fundamentalne: jedno dotyczy kierunku, w jakim kierunku pójdzie ustawodawstwo oraz tego, czy prawo do aborcji stanie się w Polsce „twardym prawem”. Drugie dotyczy statusu lekarza i innych pracowników służby zdrowia, a przede wszystkim tego, czy zostanie im zagwarantowana pełna wolność sumienia w razie sprzeciwu wobec aborcji i innych działań niezgodnych z podstawowymi zasadami etosu pracownika służby zdrowia. Na kształt tych zmian i ich kierunek niemały wpływ będzie miało samo środowisko lekarskie.