Ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz,

UAM

Etos naukowca i nauczyciela akademickiego

Na samym początku rodzi się lub może rodzić się pytanie, czy jest sensownym podejmowanie refleksji na tematy etyczne, aksjologiczne, normatywne w odniesieniu do tej specyficznej sfery dziedziny ludzkiej aktywności, jaką jest nauka. By odpowiedzieć na to pytanie, warto na samym wstępie określić, choćby najogólniej, czym jest nauka? Jeśli ujmie się ją jako podstawową formę kultury człowieka, czyli formę ludzkiego bytowania, działania, istnienia w świecie, to nietrudno nie zauważyć, że ma ona coraz większy wpływ na całokształt życia ludzkiego w jego wymiarze indywidualnym i społecznym.

Pytanie o etykę zawodową

W kontekście tak rozumianej nauki jawi się pytanie o etykę zawodową. Pierwszym pytaniem jest tutaj pytanie najbardziej ogólne i podstawowe, a mianowicie, czy etyka, a dokładniej etyka zawodowa jest w ogóle potrzebna? Niejednokrotnie przeciwnicy etyk zawodowych stawiają retoryczne wręcz pytanie – czy nie wystarczy być uczciwym człowiekiem? Czy potrzebne są jakiekolwiek dodatkowe, uszczegółowione i skonkretyzowane reguły i normy postępowania typowe, charakterystyczne dla danej dziedziny ludzkiej aktywności zawodowej? 

Jeśli natomiast pojawią się głosy z trudem godzące się na zaistnienie etyki zawodowej obok etyki ogólnej, to zaraz wątpliwości z tym zaistnieniem wspierane są kolejnym pytaniem – wątpliwością: jeśli etyka zawodowa jest potrzebna, to czy ma dotyczyć wszystkich zawodów w równej mierze, czy też tylko wybranych? Oczywiście, odpowiedź pozytywna na drugie pytanie skłania do natychmiastowej refleksji – zatem jakich zawodów ma ona dotyczyć i dlaczego właśnie tych? 

Kolejny problem, jaki można tutaj postawić to pytanie, czy taka etyka potrzebna jest do regulowania stosunków i rozwiązywania konfliktów, jakie tworzą się między przedstawicielami danej grupy zawodowej, czy też ma regulować stosunki między daną grupą zawodową a jej klientelą bądź całą resztą społeczeństwa?

Dyskusje na ten temat trwają i nie mają jednoznacznych rozstrzygnięć. Sądzę wszakże, że można zaryzykować stwierdzenie, iż większość z nas tutaj obecnych na tej konkretnej konferencji opowiada się za potrzebą etyki zawodowej. Jej zwolennicy stwierdzają, że etyka zawodowa potrzebna jest przynajmniej z dwóch względów. Po pierwsze, jest sprawą oczywistą, że żadna moralność w danym społeczeństwie, także żadna etyka roszcząca sobie pretensje do uniwersalizmu, nie może uwzględniać wszystkich sytuacji moralnie nieobojętnych, a zwłaszcza wyjątkowych sytuacji. To właśnie ich wyjątkowość, ze swej istoty oznacza odstępstwo od ogólnych zasad i norm etycznych, jest wyjątkiem od reguły. Ponadto, i jest to druga racja, w niektórych grupach zawodowych istnieje zdecydowanie większe zapotrzebowanie na dodatkowe regulacje etyczne. Nie jest zapewne przypadkiem, że jedną z pierwszych kulturowych kodyfikacji postępowania moralnego człowieka w naszym kręgu kulturowym zawdzięczamy etyce lekarskiej Hipokratesa.

Wskazane powyżej racje nie zamykają ust przeciwnikom tworzenia kodeksów etyki zawodowej. Także i oni sięgają między innymi po argumenty etyczne. Jednym z nich jest zauważenie, iż tworzenie etyk zawodowych może relatywizować wartości i normy moralne. Przykładowo, może sugerować, że norma uczciwości lub rzetelności dotyczy bardziej jednej grupy zawodowej niż innej. Drugim argumentem jest to, że prakseologiczny charakter takiej etyki może zmienić jej znaczenie aksjologiczne. Innymi słowy, może sprawić, że kodeks etyczny zacznie funkcjonować jak kodeks drogowy, wobec którego rodzą się pytania natury praktycznej a nie ściśle etycznej. 


Postulaty etyki kodeksowej

Warto i trzeba zauważyć, że pytania te wybrzmiewają w kontekście proponowanej formy debaty etycznej, jaką jest koncepcja deontonomiczna, czyli taka, która ujmuje kwestie etyczne w kategoriach kodeksów. Etyka kodeksów jest dziś niezwykle popularna. Niemal wszędzie spotykamy się z kodeksami etycznymi czy to w poszczególnych instytucjach administracyjnych, czy w przedsiębiorstwach bądź firmach. Swoje kodeksy mają zarówno potentaci medialni, jak i hodowcy psów czy stowarzyszenie tarocistów i wróżbiarzy. 

Nie może zatem dziwić, że w sferze świata nauki szuka się także rozwiązania dylematów etycznych poprzez etykę kodeksową.

Przykładem kodeksu człowieka nauki może być Europejska Karta Naukowca. W jednym z jej punktów czytamy: „Naukowcy powinni przestrzegać uznanych praktyk etycznych oraz fundamentalnych zasad etycznych, odnoszących się do dyscyplin, którymi się zajmują, a także norm etycznych, ujętych w krajowych, sektorowych lub instytucjonalnych kodeksach etyki” (http://ec.europa.eu/eracareers/pdf/kina21620b8c_pl.pdf). Nietrudno zauważyć, że bardzo nieprecyzyjna jest tutaj sfera norm – punktów odniesienia ludzkiego postępowania. „Uznane praktyki etyczne” mogą wszak oznaczać praktyki podporządkowane interesom na przykład politycznym, normy etyczne „krajowe, sektorowe lub instytucjonalne” odwołują się natomiast do innych kodeksów etycznych.

Trzeba zaś przyznać, że jest tych kodeksów wiele. Także w warunkach polskich. Mamy zatem w chwili obecnej ogólne kodeksy nauki bądź uczelni wyższych. Są to:

Dobre praktyki w szkołach wyższych;

Dobra praktyka badań naukowych.

Istnieją także kodeksy uczelniane, spośród których można i należy wymienić:

Akademicki Kodeks Wartości przyjęty na posiedzeniu Senatu Uniwersytetu Jagiellońskiego w dniu 25 czerwca 2003 r.;

Akademicki Kodeks Etyczny Politechniki Wrocławskiej przyjęty na posiedzeniu Senatu w dniu 3 lipca 2003 r.;

Akademicki Kodeks Etyczny Politechniki Śląskiej 

Akademicki Kodeks Etyczny Akademii Górniczo-Hutniczej;

Akademicki Kodeks Etyczny Politechniki Krakowskiej im. Tadeusza Kościuszki;

Kodeks Etyki Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego.

Pośród biblioteczki kodeksów można też sięgnąć po kodeksy innych instytucji czy organizacji naukowych:

Kodeks Etyczny Polskiej Akademii Nauki;

Kodeks Etyczny Fundacji na rzecz Nauki Polskiej;

Do najlepiej znanych należy kodeks określany charakterystycznym tytułem „Dobre obyczaje w nauce”. 

O ile ilościowy stan kodeksów może budzić satysfakcję, o tyle nietrudno dostrzec istotną dychotomię pomiędzy założeniami a praktyką. Temat tego rozdźwięku mógłby być przedmiotem osobnej analizy. W tym miejscu warto jednak zwrócić uwagę na choćby dwie sprawy. Przede wszystkim kodeksy etyczne, ze swej istoty, odwołują się do normy zewnętrznej, mają charakter heteronomiczny. To zaś nie zawsze wystarcza. Przykładem tego może być spektakularna historia firmy Enron i historia jej upadku. Rzecz w tym, że amerykański potentat energetyczny Enron miał bodaj najobszerniejszy i wręcz wzorowo skonstruowany kodeks etyczny. Jednakże, chociaż dokument nie zawiódł, zawiedli ludzie, którzy pełnili w firmie zarówno stanowiska – mówiąc w hasłowym skrócie – zarówno akcjonariuszy, jak i audytorów. Kodeks nie uchronił przed patologią sumienia.

Drugą ważną przyczyną słabej skuteczności kodeksów jest ich praktyczna nieznajomość. Kodeksy nie są ustalane w toku powszechnej i wewnętrznej debaty środowiska, które zna własne potrzeby i nade wszystko „grzechy główne”, ale są najczęściej dziełem ekspertów, opracowywanym na zamówienie. W efekcie pozostają dziełem wąskiej grupy ludzi, a nie są znane przez zainteresowanych pracowników.

Bardzo krótko można podsumować tę niewystarczającą rolę kodeksów fraszką Jana Sztaudyngera:

Postanowiono w lesie wreszcie wydać prawa.

Co może robić niedźwiedź, co lis, co trawa.

Uradzono przepisy, nowele, ustawy,

Osobno dla niedźwiedzi, dla lisów, dla trawy.

A potem prawodawcy, co prawa wydali,

Schodzili w bok przed misiem, a trawę deptali...


Normy i zasady wypływające z natury ludzkiej

W sytuacji niewystarczalności kodeksów i etyki kodeksowej pozostaje raczej odwołanie się do norm głęboko zinterioryzowanych. Jakkolwiek uzasadnienie tych norm, ich osadzenie w racjonalnej naturze osoby ludzkiej, stanowią przedmiot osobnych dywagacji i dyskusji etyków, można jednak przyjąć, że należy wskazać pewne normy powszechnie uznane, ale przede wszystkim tkwiące w naturze człowieka. Normy te stanowią konkretyzację najbardziej ogólnej zasady prawa naturalnego, która stwierdza, iż dobro należy czynić, a zła unikać. 

W odniesieniu do pracy badawczej uczonego można wskazać jako najbardziej podstawową normę, która ma charakter wręcz konstytutywny dla etosu uczonego – służbę prawdzie.

Wskazuje ona, dokładniej mówiąc na służbę w odkrywaniu i upowszechnianiu prawdy jako głównej wartości poznawczej. Norma ta nakazuje bezwzględną rzetelność – wobec faktów, metod i teorii naukowych oraz wobec współpracowników całego środowiska naukowego. Pewne zdarzenia z minionej, aczkolwiek nie tak odległej przeszłości, jak znana afera z tzw. „człowiekiem z Piltdown” z XX wieku odsłaniają konsekwencje braku owej bezwzględnej rzetelności. Jeszcze bardziej spektakularnym zjawiskiem była słynna sprawa związana z nazwiskiem Hwang Woo-Suk. Uczony ten w 2004 r. na łamach prestiżowego „Science” wyznał, że potrafi klonować ludzkie zarodki, a w 2005 r. ogłosił pracę, w której twierdził, że udało mu się uzyskać zarodkowe komórki macierzyste w wyniku sklonowania materiału genetycznego somatycznych komórek uzyskanych od osób dorosłych (http://pl.wikipedia.org/wiki/Komórka_macierzysta). Jednak w tym samym roku amerykański współautor prac – Gerald Schatten, zerwał współpracę z Hwang Woo-Suk, ze względu na nieetyczne pozyskiwanie materiału do badań. Wkrótce potem okazało się, że wszystkie wyniki badań osiągniętych przez naukowca są sfabrykowane i są wielkim oszustwem.

Powyższy przykład wskazuje zarazem na kolejną, integralnie związaną z rzetelnością badań i służbą prawdzie, normę. Jest nią odpowiedzialność moralna zarówno za poglądy, jak i za skutki prowadzonych badań naukowych. 

Kolejną normą jest samodzielność intelektualna i niezależność sądów. Podnosząc ten problem zrozumiałej dość powszechnie autonomii, warto zarazem zwrócić uwagę na to, że tak podjęta niezależność, nie powinna w żadnym wypadku naruszać cudzych myśli, ustaleń i praw autorskich. Winna też oznaczać jasną niezależność głoszonych koncepcji od czynników i uwarunkowań pozanaukowych. Jakkolwiek może mniejszym problemem jest dzisiaj uzależnienie nauki od czynników ideologicznych (choć i tutaj można stawiać pewne kwestie dyskusyjne związane z choćby wszechmocną polityczną poprawnością), to aktualnym bez wątpienia pozostaje zagrożenie zależności ze strony czynników politycznych czy jeszcze bardziej ekonomicznych. W tym miejscu warto choćby odnotować różne przejawy preferowania niektórych dziedzin wiedzy o znaczeniu przemysłowym czy technologicznym, a dyskryminowania tych dziedzin, które będąc wyrazem czystego „świata idei”, nie mają bezpośredniego przełożenia ekonomicznego. Taki stan wyraźnego uprzywilejowania jednych, a dyskryminowania innych dziedzin wiedzy jest widoczny choćby w kolejnych edycjach unijnych programów ramowych. Trudno w nich szukać miejsca dla przedstawicieli nauk humanistycznych.

Istotną normą w etosie uczonego jest właściwy stosunek do dorobku innych uczonych i własnego. Oznacza to z jednej strony życzliwy krytycyzm wobec prac i koncepcji innych autorów. Temu krytycyzmowi wobec innych winien odpowiadać zarazem krytycyzm wobec własnych osiągnięć, niezbędny zresztą z punktu widzenia prostego rozwoju poglądów. Krytycyzm tym różni się od krytykanctwa, że zachowuje zarazem tolerancję wobec odmiennych od własnego punktów widzenia. Warto zauważyć, że u podstaw krytycyzmu leży pewnego rodzaju forma dialogu myśli i poglądów. Oznacza ona swobodną wymianę myśli i obronę wolności słowa jako warunki niezbywalne w demokratycznej przestrzeni uprawiania nauki. 

Krytycyzm i tolerancja tworzą przestrzeń rozwoju młodszej kadry naukowej. Jest rzeczą powszechnie znaną, że wielkość mistrza leży w promowaniu jego następców. Niestety w praktyce akademickiej w naszych środowiskach, niejednokrotnie trwa zazdrosne strzeżenie własnych pozycji i osiągnięć, co wiąże się między innymi z pełnieniem kierowniczych funkcji, a to z kolei ma przełożenie finansowe (choć przecież żałośnie niewielkie w konfrontacji z wielkością krzywdy wyrządzanej młodszemu współpracownikowi czy uczniowi).

Kolejnym zagadnieniem, zasadą postępowania, jest rygorystycznie uczciwe przestrzeganie zasad autorstwa i współautorstwa publikacji naukowych. Problem plagiatyzmu stał się dzisiaj wręcz plagą nauki, zwłaszcza nauk humanistycznych. Wiele zjawisk tutaj występujących ma znamiona aferalne i przestępcze. Problem ujawnia się w pełniejszej skali, gdy uświadamiamy sobie, że zjawisko plagiatów, to jest dzisiaj problem nie tylko prac zaliczeniowych czy magisterskich, ale występuje on na dosłownie wszystkich szczeblach kariery naukowej.

W przypadku nauk przyrodniczych, plagiat jest zapewne zjawiskiem mniej popularnym, ze względu na empiryczny charakter tych dziedzin wiedzy. Większym natomiast problemem w publikacjach naukowych z zakresu choćby nauk medycznych staje się problem współautorstwa. Zdarza się przecież niejednokrotnie tak, że na pierwszym miejscu listy autorów pojawia się nazwisko nie faktycznego kierownika projektu badań  czy nazwisko faktycznego kierownika publikacji, ale nazwisko, które jest tam umieszczone ze względów pozamerytorycznych. Znane są przypadki dopisywania do listy autorów nazwisk z różnego rodzaju „układów”. 

Osobnym zagadnieniem są normy etyczne związane z realizowaniem obowiązków dydaktycznych. Można ująć je w postaci następujących dyrektyw:

życzliwość i obiektywizm w ocenach pracy studentów; 

bezwzględne tępienie wszelkich przejawów nieuczciwości intelektualnej, plagiatorstwa i fałszowania. 

Ważnym staje się zauważenie, iż zajęcia dydaktyczne nie powinny być wykorzystywane do podważania autorytetu naukowego i osobowego innych uczonych. Dydaktyka nie może być wykorzystywana jako płaszczyzna polemik zwłaszcza pozamerytorycznych, a raczej emocjonalnych czy ambicjonalnych. 

Istotnym elementem obowiązków dydaktycznych była zawsze praca wychowawcza. Współcześnie jednak możliwości nauczyciela akademickiego nie są zbyt wielkie. Jest to spowodowane tym, że wykłady prowadzone są zasadniczo w dużych grupach, liczących niejednokrotnie sto i więcej niż sto osób. Jedyną możliwością oddziaływania pozostają właściwie seminaria, na których tak jak niegdyś można budować najbardziej fascynującą sferę oddziaływania dydaktycznego: relację mistrza i ucznia, relację naznaczoną autorytetem i zarazem życzliwym wspieraniem w rozwoju. 


Prawda i samodzielność

Spośród wymienionych wyżej norm postępowania w sferze nauki, na szczególne zauważenie zasługuje relacja wolności badań i respektu wobec prawdy. Wyznacza ona dynamikę dwóch wartości – prawdy i wolności, stanowiącą niezwykle dramatyczny układ naszej współczesności.

Jest sprawą dość oczywistą, że „należy podkreślić zasadę względnej autonomii instytucji uniwersyteckiej, jako gwarancji wolności nauki. Wolność bowiem jest zawsze istotnym warunkiem rozwoju nauki, jeśli chciała ona zachować głęboką godność poszukiwania prawdy i nie być sprowadzona do pełnienia wyłącznie funkcji narzędzia ideologii, zaspokojenia tylko celów bezpośrednich, społecznych potrzeb o charakterze materialnym czy potrzeb gospodarczych (...)” (Jan Paweł II w 1982 r. na Uniwersytecie w Bolonii).

Wolność nauki oznacza zatem na przykład, że nauka nie powinna być w żadnym wypadku instrumentem ideologii i polityki, nie powinna też służyć celom pragmatyczno-ekonomicznym.

Jakkolwiek zazwyczaj wszelkie dyskusje wokół sfery wolności nauki koncentrują się, w sposób skądinąd zrozumiały, na wolności zewnętrzno-jurydycznej, jako uprawnieniu ludzi nauki, a zarazem obowiązku państwa, nie zmienia to faktu, że niemniej istotnym problemem staje się także i pozostaje potrzeba wolności wewnętrzno-moralnej naukowców. Istotą tej wolności jest świadomość moralnych wartości i etycznych zobowiązań ludzi nauki. Można stwierdzić, że prawdziwym naukowcem jest ten, kto jest wewnętrznie wolny od różnych form moralnego zła. Nie może być tu mowy o „etosie specjalistów”, który pozostaje „poza dobrem i złem”. Praca naukowa nie jest i nie może być oceniana jako etycznie neutralna. Jej zasadniczym celem jest odkrywanie prawdy, która wszakże nie ma charakteru naturalnego czy abstrakcyjnego, lecz decyduje o losach ludzi i społeczeństw. 

Istnieje zatem nieuchronność jurydycznych ograniczeń wolności nauki, lecz ta prawna limitacja badań naukowych wydaje się być ostatecznością. O wiele bardziej decydujące znaczenie odgrywała i będzie odkrywać właściwa moralna samodyscyplina człowieka nauki, jego sumienie. 

To sumienie zaś staje, jak to już zostało wzmiankowane, w obliczu coraz to nowych i modyfikowanych wyzwań. O ile w przeszłości zagrożeniem nauki było upolitycznienie i ideologizacja, o tyle dzisiaj staje się nim merkantylizm dla ludzi nauki. Sponsorowanie badań naukowych nie zawsze jest bezinteresowne i etycznie klarowne. Sam fakt, że pojawiają się choćby spekulacje, czy i na ile rozwój niektórych chorób, umieszczanie niektórych z nich w wykazie chorób na listach WHO jest dokonywane pod presją koncernów farmaceutycznych, budzi pytania i wątpliwości. Odsłania też skalę możliwości patologii sytuacji w tym zakresie. Dlatego tak ważne jest włączanie w procesy badawcze, w eksperymenty opinii gremiów czy rad etycznych (na przykład komisji bioetycznych) nie po to wszakże, by ustalać arbitralnie kryteria i normy etyczne, ale by wyjaśniać różne aspekty i elementy związane z ewentualną limitacją wolności badań naukowych. Taką granicą na pewno powinna być integralność osoby ludzkiej i autentyczne dobro społeczne.


Kontekst społeczny 

Wspomniany powyżej horyzont dobra społecznego odsłania szczególnie ważny i konkretny kontekst i wymiar uprawiania nauki. W tej perspektywie warto może wrócić na chwilę do problemu reakcji środowisk akademickich na ustawę lustracyjną. W dyskusji wokół tej ustawy popełniono wiele możliwych błędów wręcz na poziomie elementarnej metodologii nauk, jak choćby błąd pars pro toto, biorąc niektóre błędy w realizacji ustawy za błąd całej koncepcji. 

Dyskusje te w ich konkretnym kształcie odsłaniają niestety słabość części naszego środowiska, a zarazem, jak zauważał prof. Zdzisław Krasnodębski, dają zrozumienie, dlaczego po 1989 roku tylko w niewielkim stopniu środowisko to spełniało swoją rolę w budowie wolnej i demokratycznej Rzeczypospolitej. 

O ile jeszcze w przypadku lustracji dziennikarzy mogły pojawić się dwie poważne wątpliwości – jak wyznaczyć grupę podlegającą lustracji, a także, czy lustracja grupy tej nie narusza konstytucyjnej zasady wolności słowa, o tyle w przypadku naukowców trudno wskazać analogiczne wątpliwości.

Zresztą istotnie takich wątpliwości nie podnoszono. Pojawiał się natomiast mocno akcentowany argument naruszenia autonomii uniwersytetów. Podnoszenie tak formułowanego argumentu sugerowało wszakże, że postulowana w tym wypadku autonomia miałaby oznaczać, wolność ponad granicą prawa Rzeczypospolitej. Niemniej częstym argumentem był tzw. argument „godnościowy”. Wedle niego samo złożenie oświadczenia, że nie było się współpracownikiem służb specjalnych PRL, miałoby gwałcić sumienie lub naruszać godność. Zatem nie fakt zła, ale wyznanie winy popełnionego zła byłoby tutaj oznaką naruszonej godności. Istotnie trudno zrozumieć logikę tej argumentacji.


Człowiek współczesny potrzebuje ludzi nauki

Przytoczone powyżej uwagi i postulaty o charakterze normatywnym i powinnościowym wskazują pośrednio bądź bezpośrednio na bardzo wysokie oczekiwania, jaki człowiek kieruje pod adresem świata nauki i środowiska naukowców. Może najbardziej syntetycznie o tych potrzebach zaświadczył kiedyś Jan Paweł II, stwierdzając, że człowiek współczesny „potrzebuje waszej naukowej dociekliwości, waszej wnikliwości w stawianiu pytań i uczciwości w szukaniu na nie odpowiedzi. Potrzebuje tej swoistej transcendencji, jaka jest właściwa uniwersytetom. Poszukiwanie prawdy, nawet wówczas, gdy dotyczy ograniczonej rzeczywistości świata czy człowieka, nigdy się nie kończy, zawsze odsyła ku czemuś, co jest ponad bezpośrednim przedmiotem badań, ku pytaniom otwierającym dostęp do Tajemnicy. Jak ważne jest, by ludzka myśl nie zamykała się na rzeczywistość Tajemnicy, by człowiekowi nie brakło wrażliwości na Tajemnicę, by nie brakowało mu odwagi pójścia w głąb!” (Przemówienie Jana Pawła II na spotkaniu z okazji 600-lecia Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego).


Literatura:

B. Dziemidok, Etyka zawodu nauczyciela akademickiego, Studia Gdańskie t.IV, s. 199-203

S. Kowalczyk, Wolność nauki a etos, Forum Akademickie, 2000 nr 6

    Z. Krasnodębski, Duchota na uniwersytetach, Rzeczpospolita z 17.04.2007