Wymiar religijny misji lekarza

Dr  n. teol. Roman Forycki SAC 

Czy temat egzotyczny? 

- Mam mówić na temat, do którego w niektórych środowiskach świeccy, także wierzący, nie są przyzwyczajeni. Gdzieniegdzie istnieje nawet tendencja, aby życie ludzi, a zwłaszcza ich działalność, dzielić na pewne sektory, a przede wszystkim – na sektor świecki i na sektor religijny. 

I z tego założenia wyprowadza się wniosek, że gdy się jest świeckim, to nie można być religijnym i odwrotnie. I dlatego trzeba się zdecydować: jedno albo drugie, ponieważ te dwie rzeczywistości do siebie nie przystają, a nawet odstają.

Echa tego podziału obserwuje się w relacjach między religią a medycyną,  między religią a naukami medycznymi i związaną z nimi praktyką lekarską. Nie zawsze uważa się, że te dwie dziedziny wiedzy i praktyki mają sobie coś do powiedzenia. A konkretnie, nie zawsze człowiek, który jest lekarzem, uważa, że jego religijność czy jej brak może mieć jakiś związek z wynikami jego pracy zawodowej. 

Zasadnicze pytanie zatem brzmi: w jakim stosunku pozostaje religijność lekarza do wykonywanego przez niego zawodu? Czy bycie człowiekiem religijnym ma jakiś związek z lepszym lub gorszym wykonywaniem tego zawodu? 

Nie chodzi tu tylko o religijność jako wartość na wskroś osobistą i indywidualną, ale o religijność, która ma znaczenie dla drugich, skoro ona w jakiś sposób przyczyniałaby się do lepszych wyników leczenia. 


Najważniejsze  stanowiska dotyczące związku religii ze skutecznością leczenia chorych

1. Stanowisko, które można by określić jako aprioryczne.

Jest tu kwestionowany związek religijności lekarza ze skutecznością leczenia chorych. 

To stanowisko wyraża się  przekonaniem, że lekarzowi do jego pracy wystarcza dobre przygotowanie zawodowe, stałe dokształcanie się i zdobywanie doświadczenia.  „Dobry lekarz” to ten, kto posiada te cechy. Dopiero na drugim planie jawią się oczekiwania natury etycznej, a wreszcie na końcu religijność lekarza. Ale i to jeszcze nie znaczy, że oczekuje się od lekarza, aby on modlił się za swego pacjenta, a tym bardziej aby podejmował rozmowy i działania, co do których uważa się, że raczej leżą one w gestii osób duchownych.


2.Stanowisko oparte na religijnej wierze

To stanowisko lekarza, który w życiu swoim kieruje się wiarą religijną i widzi niemały związek swej lekarskiej posługi ze swoją  wiarą religijną. 

Ta wiara stanowi też dodatkowe kryterium wyboru tego, co w leczeniu jest lepsze, niezależnie od opinii, które nie mają swego obiektywnego uzasadnienia.  

Jeżeli jest to wiara głęboka, to praktycznie ona kieruje jego chrześcijańskim życiem.  Lekarz głęboko wierzący praktykuje swoją wiarę nie tylko w kościele, ale także w tzw. życiu świeckim, które, jak wiemy, nie jest poza zasięgiem Pana Boga i to nie tylko w  życiu prywatnym, ale także publicznym. 


3. Stanowisko kształtowane na modelu Jezusa Chrystusa jako lekarza

Dla lekarza głęboko wierzącego Jezus Chrystus jako lekarz staje się wzorem. Jego zadaniem staje się naśladowanie Jezusa także w Jego posłudze lekarskiej. Z tym wiąże się nie tylko poznawanie Jezusa, ale także chorego i możliwie tak, jak znał go Jezus, o którym mówi Ewangelia, że wiedział, co kryje się w człowieku. A to oznacza umiejętność  postawienie trafnej diagnozy jako bardzo istotny warunek dobrego leczenia. Jezus też od rodzaju choroby uzależniał sposób, w jaki chorych uzdrawiał,  co powiedział choremu, co  - jego otoczeniu i co jemu samemu uczynił.

Lekarz wierzący w Chrystusa i powołany do Jego naśladowania dąży do upodobnienia swojej posługi lekarskiej do posługi Chrystusa. Dlatego czyni wszystko, aby tę Chrystusową posługę uobecniać. I dlatego oprócz środków medycznych stosowanych powszechnie wykorzystuje środki, które oferuje chrześcijańska wiara i co do których ma pewność, że one, nie tylko nie szkodzą, ale realnie wpływają na większą skuteczność leczenia, a w niektórych przypadkach jawią się jako jedynie skuteczne.


Czy człowiek zdolny jest wejść w misję Jezusa jako lekarza 

Czy można porównywać uzdrowienie, jakie praktykował Jezus ze sposobem leczenia stosowanym przez lekarza, który jest tylko człowiekiem? Jezusowi bowiem wystarczyło słowo, a lekarz, który jest tylko człowiekiem, jak wiemy, nie może ograniczyć się do słów i nie wystarczy, by uczynił na rzecz chorego jakiś drobny gest, aby chory natychmiast albo przynajmniej wkrótce odzyskał zdrowie.

- Pozornie biorąc wątpliwość ta jest uzasadniona. Ale trzeba też przyznać, że wtedy nie bierze się pod uwagę słów samego Jezusa, który powiedział, że ten, kto prawdziwie Mu wierzy, będzie dokonywał tych samych rzeczy , co On, a nawet większych. 

- I to pokazuje Ewangelia i inne pisma Nowego Testamentu, zwłaszcza Dzieje Apostolskie. Św. Piotr proszącego o jałmużnę uzdrawia jednym słowem: „Srebra ani złota nie mam – mówi do niego - ...ale co mam to ci daję. W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź” / Dz 3,6/. Podobnie czynią inni Apostołowie i uczniowie Jezusa. Do realizacji misji uzdrawiania w pierwszych wiekach chrześcijaństwa szczególnie wzywa Św. Ignacy Antiocheński do tego dzieła uzdrawiania chorych wzywa każdego. "Bierzcie  na siebie choroby wszystkich" – apeluje do wiernych.

- W szczególny sposób  w tej misji uczestniczą święci. Przez ich ręce i za  ich wstawiennictwem, jak historia Kościoła długa, dokonują się wciąż nowe uzdrowienia nie tylko duchowe, ale i somatyczne. Wiele z tych uzdrowień, uważanych za niewytłumaczalne z punktu widzenia aktualnych możliwości medycyny, stanowi bardzo ważną przesłankę do wyniesienia na ołtarze tych, za wstawiennictwem których one się dokonują. Dzięki stwierdzeniu ich ingerencji w cudowne uzdrowienie wielu z nich odbiera w Kościele cześć błogosławionych i świętych oraz wzrasta ich już istniejący kult.


To właśnie jest niemal dosłowne naśladowanie Jezusa jako lekarza i uzdrowiciela, takiego, jakiego przedstawia Ewangelia 

- W Ewangelii według św. Mateusza w samym ósmym rozdziale mamy cztery opisy uzdrowień: trędowatego /Mt 8,3/, setnika sługi /MT 813/, teściowej Piotra /Mt 8,14/ razem z innymi chorymi, którzy tam przybyli oraz opętanego /Mt 8,28-32/. A w rozdziale dziewiątym – aż pięć opisów uzdrowień: paralityka /Mt 9, 9,2-7/, kobiety cierpiącej na krwotok /Mt 9,20-22/, córki Jaira uważanej za zmarłą /Mt9,18-19/, dwóch niewidomych / Mt 9, 27-30/, opętanego i niemego razem z cierpiącymi na inne choroby oraz z oświadczeniem Ewangelisty, że Jezus nie tylko „nauczał w synagogach i głosił Ewangelię o Królestwie”, ale także „leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości” /Mt 9,39/. Mateusz jeszcze w innych rozdziałach informuje o uzdrowieniach: człowieka z uschłą ręką i to w szabat /Mt 12,10-13/, wszystkich, którzy się Go dotknęli /Mt 14,34/, chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych /MT 15, 29-31/, epileptyka /Mt 17,18/ oraz niewidomych siedzących przy drodze wychodzącej z Jerycha /Mt 20,29-34/.

- Podobnie jest u innych Ewangelistów, którzy opisują albo te same przypadki uzdrowienia albo jeszcze inne, których nie opisuje Mateusz. A wśród nich trzeba wyróżnić Łukasza, o którym wiemy, że był lekarzem / por. Kol 4,14/ i należał do ludzi wykształconych, znający dobrze ówczesną literaturę, posiadający umiejętność korzystania ze źródeł i posługujący się pięknym, greckim językiem . To on pisze o Jezusie, że gdy szerzyła się Jego sława, zbierały się tłumy, aby Go słuchać i zyskać zdrowie /por. Łk 5,16/. To on podaje fakty uzdrowienia, o których nie znajdujemy żadnej wzmianki u innych Ewangelistów, jak np. o uzdrowieniu paralityka, którego spuszczono przez dach przed Jezusa /Łk 5,17-25/ czy o uzdrowieniu kobiety ze zniekształconym kręgosłupem / Łk 13,10-13/. On też stwierdza generalnie o Jezusie, że Jezus z modlitwy czerpał moc uzdrawiania i że uzdrawianie było ściśle związane z Jego misją nauczania. Ta modlitwa zaś była tak ważna, że bywało, że Jezus zostawiał tłum, który do Niego przychodził i „usuwał się na pustkowie i tam się modlił” /Łk 5,16/. Łukasz jest w pewnym sensie tym, który nas wprowadza w arkana, jeżeli tak można powiedzieć, chrześcijańskiej sztuki uzdrawiania, którą jest moc Ducha Świętego, wyproszona na modlitwie.   


Stanowisko mające swoje potwierdzenie w naukowych badaniach doświadczalnych

- Okazuje się, że tajemnicą skutecznego uzdrawiania jest modlitwa  osób napełnionych Duchem Świętym. Jeżeli taką modlitwą może być modlitwa każdego człowieka wierzącego, to tym bardziej modlitwa lekarza zainteresowanego najbardziej zdrowiem swojego pacjenta.

- Tego rodzaju modlitwa i jej skutki stała się  w ostatnich dziesięcioleciach przedmiotem badań naukowych. Celem tych badań było stwierdzenie jej daleko idącego związku ze zdrowieniem pacjenta. Odpowiedź na pytanie: czy modlitwa lekarza za pacjenta sprowadza pozytywne skutki leczenia, jakich nie obserwuje się, gdy tej modlitwy brak, czy np. przyśpiesza ona lub doskonali proces leczenia.

Chodziło więc nie tylko o tych chorych, których medycyna wyczerpała swojej aktualne możliwości, ale także o wykazanie, czy i jaka jest różnica między leczeniem, które nie jest wspierane modlitwą a tym, w którym pacjent jest tą modlitwa objęty.

Przeprowadzone badania przez różnych lekarzy w różnych okolicznościach i chorobach wykazały, że istnieje wpływ tej modlitwy na leczenie ludzi z ich chorób, niezależnie od tego, czy modlitwa miała charakter konkretny czy tylko ogólny. W niektórych przypadkach wystarczyła nawet modlitewna empatia i współczucie dla danej osoby, aby został zainicjowany czy zintensyfikowany proces jej leczenia.

- Nawiązując do tych badań lekarz Larry Dossey, wcześniej sceptycznie nastawiony do wiązania modlitwy ze zdrowieniem pacjenta, napisał książkę, w której stwierdza m. in.: „Eksperymenty wykazywały, że modlitwa obniża wysokie ciśnienie krwi, wpływa na gojenie ran, łagodzi ataki serca, bóle głowy i lęk”, niezależnie od tego, czy modląca się osoba znajduje się w pobliżu chorego, czy była od niego oddalona. Leczenie dokonywało się w bezpośrednim kontakcie i na odległość. „Nic nie było w stanie powstrzymać ani zablokować modlitwy – pisze on – nawet, jeśli „obiekt” umieszczono w wyłożonym ołowiem pokoju lub klatce, która chroniła go przed wszelkimi znanymi formami energii elektromagnetycznej” .

Mając takie fakty Dossey powiedział sobie: ”Uważasz się za lekarza naukowca. Czy pójdziesz za tymi naukowymi wskazówkami i posłużysz się modlitwą?” Po jakimś czasie, uznał, że nieposłużenie się modlitwą byłoby dla niego równoznaczne ze świadomym niezastosowaniem skutecznego leku czy interwencji chirurgicznej”. I tak zaczął się modlić za swoich pacjentów, których miał spotkać w czasie porannego obchodu w szpitalu i potem w gabinecie. Nie modlił się jednak ani razu o cofnięcie nowotworu czy uleczenie skutków ataku serca czy też o ustąpienie cukrzycy ani tez nie zachęcał do modlitwy swoich pacjentów, co NB czynili niektórzy jego koledzy, on po prostu modlił się o spełnienie się woli Bożej w stosunku do swoich pacjentów.  

- Ostatecznie wyniki tych badań doprowadziły Dossey’a do mocnego przekonania, że „wybór między nauka a duchowością wydaje się dzisiaj, nawet z perspektywy naukowej, coraz bardziej sztuczny” i że „można obecnie zaprezentować nową wizję, w której nauka i duchowość współistnieją i dopełniają się, nie uzurpując sobie praw drugiej strony i nie próbując wykluczać się wzajemnie” . Dokonując zaś refleksji nad sobą Dossey wyznał: ”Jako lekarz nigdy nie sądziłem, że zgłębianie mechanizmów  leczenia doprowadzi mnie do badania modlitwy”. Tajemnicą jednak jego odkrycia jest nie odejście od nauki, ale kroczenie konsekwentnie drogą nauki aż do końca. To, co kiedyś tak plastycznie zobrazował Ludwik Pasteur, gdy charakteryzował swoją wiarę w Boga, że ma wiarę Bretończyka dlatego, ponieważ dużo studiował i poszukiwał, ale dodał,  że gdyby jeszcze więcej i pilniej studiował i poszukiwał, to miałby wiarę Bretonki.  


Eschatologiczny wymiar troski o chorych

Ten wymiar religijny troski o chorych pokazuje w szczególnie radykalny sposób ewangeliczna scena Sądu Ostatecznego, w której Jezus pyta kandydujących do Jego Królestwa właśnie o ten aspekt ich ziemskiego życia. M. in. uświadamia im, że przysługa, która na ziemi wyświadczyli chorym to przysługa wyświadczona Jemu samemu. Jezus w tej scenie jawi się nie tylko jako lekarz, ale także jako pacjent. Lekarz zatroskany o chorego wyświadcza przysługę samemu Jezusowi. Dlatego, jak głosi Sobór Watykański II, „gdziekolwiek znajdują się ludzie, którym brak lekarstw...ludzie nękani chorobami,...tam miłość chrześcijańska powinna ich szukać i znajdywać” /DA 8/. Głównym zaś reprezentantem tej miłości jest przede wszystkim lekarz.


Obowiązek wypływający z uczestnictwa w kapłaństwie Chrystusa.

Chciałbym dodać, że do głębszego i bardziej świadomego zaangażowania się chrześcijan, a tym bardziej chrześcijańskich lekarzy w troskę o chorych i do potraktowania swego zawodu jako misji, wzywa ich chrześcijańskie powołanie do udziału w kapłaństwie Chrystusa. Wielu chrześcijan nie ma świadomości, że oni też są kapłanami już od momentu chrztu świętego i na tej zasadzie uczestniczą w misji Chrystusa, a więc w misji, która niesie zbawienie nie tylko wieczne, ale i wybawienie człowieka od jego chorób. Lekarz w tej kapłańskiej misji Chrystusa uczestniczy w sposób szczególny. Tak jak ksiądz jest powołany zwłaszcza do troski o wieczne zbawienie człowieka, tak lekarz jako  kapłan powszechny jest wezwany do troski o wybawianie go z chorób już  tu na ziemi. I nic dziwnego, że te dwa powołania są ze sobą porównywalne i dlatego nie jest przesadą mówienie o powołaniu lekarza. 

Wspólną bowiem cechą kapłańskiego powołania, zarówno księdza, jak i chrześcijanina świeckiego, jest powołanie do modlitwy i ofiary za drugich. I tak jak ksiądz ma obowiązek, przyjęty na zasadzie święceń, modlić się o zbawienie osób powierzonych jego pasterzowaniu, tak jest rzeczą stosowną, aby lekarz modlił się za swoich pacjentów.

I dlatego trzeba sobie jasno powiedzieć, że lekarz chrześcijanin nie spełnia swego chrześcijańskiego powołania, gdy w swojej pracy nie bierze pod uwagę tego wymiaru swojego życia, gdy nie modli się i nie ofiaruje się za swoich pacjentów. Bo wtedy nie można powiedzieć, że naśladuje on Jezusa-lekarza ciał i dusz ludzkich, który uzdrawiał ich oraz  za nich się modlił i ofiarował. 

Lekarz może pamiętać o chorym w każdej Mszy św., w której uczestniczy, zwłaszcza przed komunią świętą, gdy ksiądz razem z ludem mówi słowa podobne do tych, które niegdyś skierował setnik do Jezusa: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale rzeknij tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”. Słowa te mogą być jeszcze bardziej podobne do słów setnika w ustach uczestniczącego we Mszy św. lekarza, mogą jeszcze bardziej upodobnić się do słów setnika, gdy np. od siebie powie on Chrystusowi: ”Panie, nie jestem godzien, ...ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiony pacjent mój”.

Lekarz powinien uczynić wszystko co może, aby pomóc choremu i nie zaniechać niczego, do czego przynagla go jego lekarskie sumienie. Powinien także wykorzystać w miarę możliwości nie tylko lokalne, ale i światowe osiągnięcia medycyny do leczenia chorych, oraz poznać możliwie wszystkie najważniejsze mechanizmy choroby i sposoby jej leczenia. Ale powinien też wiedzieć, że to wszystko może okazać się nie wystarczające, że jeszcze jest Ktoś, kto może więcej i że przywołanie Boskiego Lekarza, który przecież stworzył ten świat, mieści się w granicach prawdziwie lekarskiej posługi. Stąd zupełnie na miejscu jest jego skromna, ale autentyczna modlitwa zanoszona do Jezusa w intencji pacjenta, dzięki której  misja ziemskiego lekarza łączy się ściśle z kapłańską misją Lekarza Boskiego.


Słowo Jana Pawła II do Służby Zdrowia

Ten wymiar religijny misji lekarza szczególnie zaakcentował Jan Paweł II w czasie swojej III Pielgrzymki do Polski, a dokładnie,  w przemówieniu wygłoszonym tu  Gdańsku do chorych i Służby Zdrowia. Papież nawiązał w tym przemówieniu do epizodu, kiedy Jezus wezwany, aby przyjść i uzdrowić sługę setnika  odpowiada: „Przyjdę i uzdrowię go”. Ojciec św. wyraził życzenie, aby ta odpowiedź stała się odpowiedzią każdego lekarza i każdego pracownika służby zdrowia. Nawet wtedy, gdy wydaje mu się, że nie uzdrowi chorego, powinien pójść do chorego z tym, który jest głównym uzdrawiającym, tzn.  z boskim Lekarzem.

„Wydarzenie ewangeliczne – mówił wtedy Papież - w sposób szczególny odnosi się do was wszystkich, którzy swój zawód, swe powołanie życiowe, związaliście z ludzkim cierpieniem. Do was, lekarze, do was pielęgniarki, laborantki, rehabilitantki, do was, wszyscy, o których mówi nazwa „służba zdrowia”. Wy przede wszystkim, drodzy bracia i siostry, winniście mieć przed oczyma Chrystusa wezwanego do sparaliżowanego sługi setnika, Chrystusa, który mówi „przyjdę” i uczynię, co będę mógł dla Twojego zdrowia.

Kiedy tak mówię, mam przed oczyma wszystkich tu obecnych...i wszystkich waszych kolegów i koleżanki na całej polskiej ziemi, instytucje, które służą zdrowiu ludzkiemu, przychodnie lekarskie i stomatologiczne, szpitale, kliniki, instytuty, uzdrowiska, sanatoria, domy opieki. Zawsze żywiłem i żywię głęboką cześć dla tego powołania, które tak bardzo zdaje się być zakorzenione w Ewangelii, a równocześnie w całej humanitarnej tradycji ludzkości, również przedchrześcijańskiej i poza chrześcijańskiej” .


Słowo końcowe

Tak więc służba lekarza to nie tylko doskonała wiedza medyczna i umiejętności jej praktycznego wykorzystania, to nie tylko doskonałe zachowanie Kodeksu Lekarskiego, akcentującego potrzebę okazania choremu przez lekarza, m. in. życzliwości, wyrozumiałości, cierpliwości oraz  zachowaniu tajemnicy zawodowej, ale także dostrzeganie w tej służbie wymiaru religijnego, którego istotą jest religijna wiarą i nadzieja i który ostatecznie sprawia, że służba lekarza staje się w pełnym tego słowa znaczeniu misją, czyli posłannictwem, którego źródłem jest nie tylko społeczeństwo, ale przede wszystkim Bóg, który człowiekowi te misję powierza i który w Jezusie Chrystusie daje niedościgniony przykład, jak ją powinien pełnić każdy, kogo do niej został wezwany. 

Posługa lekarza nie zamyka się jedynie w wymiarze somatycznym, a nawet psychicznym. Ona ma także wymiar duchowy – to, o co dopomina się psychologia humanistyczna, zwłaszcza w wydaniu Kazimierza Dąbrowskiego /teoria dezintegracji pozytywnej/ i Victora E. Frankla /logoterapia/, a co głosi religia, zwłaszcza chrześcijańska.  


Ks. dr teol. Roman Forycki jest profesorem w Wyższym Seminarium Księży Pallotynów w Ołtarzewie koło Warszaway.